Reklama
Reklama

Każdy klient musi zamówić dwa dania. Restauracja wprowadziła nietypowy obowiązek

Ze względu na coraz wyższe ceny w restauracjach wielu klientów zamawia jedno danie główne na pół. Tzw. foodsharing, czyli dzielenie się żywnością, polega na wspólnym zajadaniu się pysznościami podczas obiadu czy kolacji. Choć większość lokali umożliwia taką opcję swoim gościom, niektóre wręcz jej zakazują.

Właścicielka niewielkiej restauracji na północy Włoch postanowiła wprowadzić nietypowy wymóg do swojego menu. Jak tłumaczy, nie jest to wymierzone w klientów, a wręcz odwrotnie - ma im pomóc w cudownym kulinarnym doświadczeniu.

Zamówisz mniej, musisz wyjść

Valentina Mura prowadzi małą restaurację "Sà" w miasteczku Camogli położonym w pobliżu Genui. Lokal liczy zaledwie 18 miejsc i koncentruje się na włoskiej oraz śródziemnomorskiej kuchni. Choć nie różni się od wielu liguryjskich restauracji, to w ostatnim czasie rozpisały się o niej włoskie i światowe gazety.

Właścicielka wprowadziła kontrowersyjny obowiązek dotyczący zamówień składanych przez klientów. Zakazała dzielenia się jedzeniem i zamawiania tylko jednej pozycji z menu. Każdy gość musi więc wybrać z jadłospisu co najmniej dwa dania. Decyzja Valentiny Mury wywołała mieszane reakcje i rozpoczęła medialną dyskusję. 

Właścicielka restauracji wyjaśnia, dlaczego

Jak tłumaczy restauratorka nie jest to ani jej zachcianka, ani chęć wzbogacenia się. Decyzja była trudna, ale niezbędna. Tłumaczy, że nowa zasada w lokalu pozwoli na utrzymanie jakości serwowanych dań, bez ograniczania i oszczędzania na składnikach oraz redukowania liczby pracowników. 

Valentina Mura nie chciała wprowadzać menu ze stałą, wysoką ceną, dlatego postanowiła narzucić konieczność zamawiania przynajmniej dwóch dań przez każdą osobę. W wywiadzie dla włoskich mediów dodała też, że od teraz klienci nie będą mieli limitowanych godzin na spożycie posiłku. "Sà" nie działa w trybie zmianowym (jak większość lokali we Włoszech, które robią przerwę na sjestę), więc goście będą mogli spędzić w lokalu tyle czasu, ile chcą. Ma nadzieję na przyjazną atmosferę i zarobki, które pozwolą jej utrzymać lokal na najwyższym poziomie.

Mimo krytycznych głosów, pomysł właścicielki wsparło wiele stowarzyszeń branży gastronomicznej. Argumentują, że w czasach trudnych gospodarczo dla przedsiębiorców pomoże to utrzymać lokal i zachować standardy jakości.

Źródło: cronachedigusto.it, terazgotuje.pl, goingapp.pl, noizz.pl

Zobacz też:

Wypasione gofry Ani Starmach. Tak dobry nie zjesz nawet w budce nad morzem

Tylko najlepsi widzą te różnice. Zagadka na Dzień Polskiej Żywności

Co to za sałatka? Z każdym pytaniem poziom trudności rośnie

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: danie główne