Polacy słabo znają tę przyprawę, a szkoda. Jest najlepsza do ryb, poprawia trawienie
W polskich domach ta przyprawa pojawia się dość rzadko, choć w Japonii należy do najbardziej cenionych dodatków do ryb. Łączy świeży, cytrusowy aromat z delikatnym mrowieniem, które pomaga lżej odbierać nawet tłustsze potrawy. Przedstawiamy, czym jest sansho, jak działa i dlaczego coraz częściej trafia do nowoczesnej kuchni.
Sansho, znane jako pieprz japoński, pochodzi z owoców żółtodrzewu pieprzowego (Zanthoxylum piperitum), gatunku spokrewnionego z cytrusami, co odróżnia go od klasycznych przypraw. Roślina rośnie naturalnie w Japonii, Korei i części Chin, gdzie od wieków wykorzystuje się ją w kuchni oraz w ziołolecznictwie. Najczęściej stosuje się wysuszone jagody, z których po oddzieleniu nasion pozostaje cienka, aromatyczna łupina - to właśnie ona trafia do młynków i małych fiolek dostępnych w sprzedaży. Charakterystyczny cytrusowy aromat, delikatna ostrość i krótkotrwałe mrowienie na języku wynikają z obecności sanshooli, związków dających efekt podobny do pieprzu syczuańskiego, lecz subtelniejszy. Ten profil smakowy sprawia, że sansho dobrze równoważy tłustsze dania, szczególnie ryby z rusztu i węgorza w stylu unagi.
W Polsce sansho pozostaje produktem specjalistycznym, dostępnym przede wszystkim w sklepach z kuchnią japońską i w sprzedaży internetowej. Najczęściej spotyka się niewielkie opakowania o wadze 8-12 g. Koszt takiej torebki waha się najczęściej między 23 a 25 zł. Choć są to stawki wyraźnie wyższe niż przy klasycznym pieprzu, ilość potrzebna do przyprawienia jednej porcji jest bardzo mała, dlatego jedno opakowanie wystarcza na wiele tygodni gotowania. Wybór między proszkiem a całymi owocami wpływa głównie na trwałość aromatu: proszek jest wygodniejszy, natomiast suszone łupiny zachowują świeżość dłużej i najlepiej wydobywają smak po zmieleniu bezpośrednio przed użyciem.
Przeczytaj też: Czerwona pasta, która topi tłuszcz na brzuchu. Dba też o serce i dobre samopoczucie
Sansho i pieprz syczuański często trafiają do jednej kategorii, ponieważ pochodzą z roślin tego samego rodzaju botanicznego (Zanthoxylum) i oba wywołują charakterystyczne mrowienie na języku. W praktyce prowadzi to do licznych pomyłek: w polskich sklepach internetowych nietrudno znaleźć produkty opisane jednocześnie jako sansho i pieprz syczuański, mimo że są to dwie różne przyprawy. Różnica między nimi zaczyna się już na poziomie gatunków. Sansho wytwarza się z Zanthoxylum piperitum, uprawianego głównie w Japonii, natomiast pieprz syczuański pochodzi z chińskich gatunków Zanthoxylum simulans lub Zanthoxylum bungeanum, które mają inną barwę i strukturę owoców.
Odróżnienie obu przypraw staje się proste, gdy zwróci się uwagę na kilka cech. Owoce sansho są jasnozielone, a po wysuszeniu zachowują aromat określany jako cytrynowo-limonkowy z łagodną nutą ziołową. Pieprz syczuański występuje najczęściej jako łupiny w odcieniach czerwieni i brązu, a jego zapach bywa głębszy, niekiedy o lekko ziemistym charakterze. Różnica dotyczy również intensywności działania: syczuańska odmiana wywołuje silniejsze i dłużej utrzymujące się mrowienie, podczas gdy sansho daje efekt subtelniejszy i krótszy, lepiej dopasowany do delikatnych ryb oraz drobiu.
Przeczytaj też: Możesz zagęścić nim sos, upiec ciasto lub zrobić napój. Pomaga na zdrowe kości, w odchudzaniu i stresie
Sansho od dawna traktowane jest nie tylko jako przyprawa nadająca daniom cytrusowy aromat, lecz także jako składnik wspierający trawienie. Obecne w nim związki, w tym hydroxy-alpha-sanshool, pobudzają wydzielanie śliny i mogą ułatwiać rozkład tłuszczów oraz białek, co tłumaczy jego częste łączenie z cięższymi potrawami, takimi jak węgorz unagi czy wieprzowina. Coraz częściej zwraca się również uwagę, że dzięki temu mechanizmowi sansho wpływa nie tylko na smak, ale także na fizjologiczne odczuwanie sytości.
W kuchni japońskiej sansho odgrywa rolę obowiązkowego dodatku do grillowanego węgorza, tłustszych ryb, lekkich bulionów, makaronów oraz różnego rodzaju warzyw poddawanych marynowaniu. W ostatnich latach zaczęło pojawiać się także w kuchni zachodniej, szczególnie w przepisach na pieczonego łososia, dania z tofu, warzywa stir-fry czy sosy cytrusowo-sojowe, gdzie jego delikatna pikantność podkreśla świeżość składników. Wyrazisty, cytrusowy profil sansho sprzyja również kulinarnym eksperymentom - przyprawa sprawdza się jako alternatywa dla tradycyjnego pieprzu w klasycznych zupach i potrawach, nadając im ciekawy aromat i bardziej złożony smak.
Źródło: terazgotuje.pl
Zobacz też:
Zjedz trzy dziennie zamiast słodyczy. Za taką przekąskę jelita i serce będą wdzięczne